Reklama

Ulica Białostocka i jej tajemnice

22/12/2020 23:07

Ulica Białostocka przed laty wyglądała całkiem inaczej. Bloki wybudowano na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Zamiast szerokiego chodnika, który znajduje się na zdjęciach, był sporej wielkości trawiasty skwerek. Od wiosny do późnej jesieni było to miejsce spotkań miejscowego establishmentu. Było to zaplecze zakładów spirytusowych, w których produkowano zgodnie z nazwą płyn, który rozjaśniał umysł i poprawiał nastrój, ale trochę szkodził zdrowiu. Jak wszystkie napoje tego typu był dość kosztowny. Owszem były zamienniki, które można było kupić w kiosku Ruchu, takie jak woda brzozowa będąca substytutem wody kolońskiej. Miała moc, ale była też mocno pachnąca. Delikatnym podniebieniom ówczesnych przedstawicieli klasy robotniczej, lepiej sprzyjał czysty spirytus, podawany „od tyłu” przez zakratowane okienka wyżej wspomnianych spirytusowych zakładów. Nawet pomimo drobnej metalowej siatki, udawało się przelać dla spragnionych spore ilości bezbarwnego płynu. Trzeba było mieć swoje szkło takie jak popularna w tych czasach musztardówka. Było to szklane opakowanie po popularnej musztardzie po spożyciu, której doskonale pełniła funkcję szklanki zarówno do picia wódki, jak i herbaty. Kilka centymetrów od dna miała wypukłe równoległe prążki, co ułatwiało równe rozlanie porcji. Oczywiście do tego celu nadawało się też pudełko zapałek, ale w warunkach plenerowych nieco gorzej się sprawdzały jako miarka. Oczywiście pierwszy polany kusztyczek musiał być wylany na ziemię z głośno wypowiedzianym „za tych, co garują”, aby nie urazić znajdującego się w towarzystwie gitowca. Wznoszone w tym miejscu toasty wymagają oddzielnego naukowego opracowania. Odwiedziłem to miejsce dawno temu jako kilkuletni chłopiec razem z babcią w poszukiwaniu fachowca, który zaginął tydzień wcześniej razem z zaliczką. Biesiadnicy mieli anioła stróża, jakim był zmotoryzowany patrol Milicji Obywatelskiej w zaparkowanej nieopodal niebieskiej Nysie. Chłopacy podobno losowali między sobą zapałki i ten, który wylosował najkrótszą, został wybrany kierowcą i pił co drugą kolejkę. Jako że zakłady pracowały całą dobę, miejsce to tętniło życiem w zasadzie na okrągło z wyjątkiem pory zimowej. Niestety na początku lat osiemdziesiątych wódkę zaczęto produkować z proszku i zmieniono nieco ciąg technologiczny. Rozlewnię przeniesiono w inne mniej dostępne miejsce i klub pod jej oknami, stracił rację bytu i zniknął, odchodząc w mrok zapomnienia.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:



Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo iPragapolnoc.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do