
Po degustacji w Muzeum Wódki nawet w bogatszej wersji człowiek czuje się lekko rozdrażniony i czuje co tam nie mówić lekki niedosyt nazywany nieco mylnie pragnieniem. Stoję na rozległym placu nad głową mam jakieś kwietne monstra i rozglądam się za czymś zgoła innym niż drinki i pizze. Piwo jest dobre, ale tylko z rana a od wynalazków stronię od czasu kiedy do słomki dostał się rozdrobniony lód i dostałem zapalenia gardła. Jest pandemia i trzeba na siebie uważać. Niestety, pomimo że przeszedłem spory kawałek Pragi, nie znalazłem ani jednego miejsca, gdzie można walnąć setę albo i dwie pod schabowego z zasmażaną kapustką lub lajtową golonkę. Człowiek się naczyta w tych internetach o praskich klimatach, jak się piło i jadło a jak przyjdzie co do czego, to trzeba wracać do domu z pustymi rękoma, to znaczy o suchym pysku. I jak tu żyć w tych ciężkich czasach? Chyba będzie trzeba wykupić wycieczkę do Moskwy. Praska lufa to już raczej tylko wspomnienie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!